sobota, 11 marca 2017

Znów... idzie wiosna! ;)

G'woli wyjaśnienia - zaraz po pierwszym wpisie z Finlandii, miał być drugi... ale oczywiście wyszło, jak zawsze i miesiąc minął zanim się zabrałam za uzupełnianie blogowych zaległości... Dla cierpliwych - poniżej bardzo długi, zaległy wpis.





Otóż w Finlandii było zimnawo (ale znośnie), ludzi byli weseli i mili, a ja spędziłam sporo czasu zamknięta ze zniecierpliwionym i sfrustrowanym dzieckiem w czterech ścianach hotelowego pokoju. Kiedy piszę, że ludzie byli mili - mam na myśli dokładnie to, bo naprawdę byli ekstra mili, na przykład Pani Kelnerka Aruna, która się nami zajmowała niezwykle ciepło co wieczór w hotelowej restauracji (przynosząc naszemu Łakomczuchowi coraz to inne łakomczuchowości z kuchni) na odchodne podarowała nam (Stasiowi) śliczny metalowy talerzyk! I Staś sobie na nim często je teraz i może nim spokojnie walić o podłogę, nic się nie dzieje.
Poza tym, korzystając z odrobinki wolnego czasu Pawła, wybyliśmy byli na wycieczkę do wierzy widokowej wyższej i tam dech nam zaparło, jaki śliczny był widok, o!










Wcześniej byliśmy też z Pawła fińskimi kumplami na wieży widokowej mniejszej i też było ślicznie:










Udało nam się też zanudzić Stacha w Akwarium, które było w sumie dość niewielkie, ale było kilka ciekawych okazów, jak na przykład krokodylki ;)




Ponadto z wyprawy do Finlandii wyciągnęliśmy jedną jeszcze mądrość - oto nasza rada dla wszystkich Rodziców małych dzieciaczków, które często robią brzydko-pachnące kupy w pieluszki: otóż, aby uniknąć bardzo godzącego w nasze nozdrza zapachu z kosza, należy zawinąć pieluchę w... torebeczkę na psie kupki! Wypróbowane w pokoju hotelowym, działa!


Mam dla Was jeszcze jedną mądrość - jeżeli kiedyś będziecie podróżowali służbowo (tak jest lepiej, bo wtedy firma płaci za podróż) i będziecie mieli okazję odwiedzić jeden z hoteli sieci Hilton, to raczej na pewno będzie to dość przyjemne doświadczenie. Poza tym, że rozmiar i luksusowe wyposażenie pokoju może uderzyć do głowy, to również na jakość obsługi nie można narzekać. Wyobraźcie sobie, że nawet jeżeli zostawicie swój telefon komórkowy pod poduszką, wymeldujecie się i pójdziecie na lotnisko, a po przekroczeniu bramek zorientujecie się, że Wasz telefon został w Hiltonie - nic nie szkodzi, bo najpewniej Recepcjonista pośpieszy uratować telefon spod poduszki i przyniesie go Wam na lotnisko...
Wysłaliśmy im eleganckie pudełeczko z herbatą w ramach podziękowania.

A po powrocie z Finlandii... wpadliśmy w wir, co tu dużo mówić. Paweł coraz częściej jeździ "po obiektach", ja zapadłam się w pracy na dobre... miałam nawet ostatnio kilka momentów załamania (nawet wysłali mnie na dwugodzinne szkolenie o radzeniu sobie ze stresem w pracy), przestało mi się podobać zupełnie i zaczęłam na poważnie rozważać delikatną redukcję godzin. Tak sobie marzę aby w lipcu po wakacjach wrócić na 4 dni w tygodniu, ach! jak byłoby pięknie! Już nawet ściągnęłam z naszego pracowego Intranetu wniosek ;)
Cóż, mogę tylko powiedzieć, że urlop wychowawczy to jednak fajna sprawa, i fajnie jak można z niego skorzystać, bo zostawienie 8,5-miesięcznego Stasiutka w domu i powrót do pracy na cały etat okazało się znacznie trudniejsze, niż mi się wcześniej wydawało.
Stachu z kolei rozkoszuje się Babcią na wyłączność, a jak się ostatnio dowiedzieliśmy od naszej nowej Pani Wizytator (już mamy lokalną przydzieloną, jesteśmy po pierwszej wizycie) - dzieci wychowujące się z Dziadkami są mądrzejsze i szybciej się rozwijają, niż dzieci posłane do żłobków i przedszkoli ;)





Poza tym udało nam się już kilka razy wyjść na jakiś spacer, widzieliśmy nawet jednej soboty najazd Wikingów na York (ale wtedy akurat było zimno i szybko wróciliśmy do domu). Podoba nam się nasze miasto coraz bardziej, niecierpliwimy się już mocno do cieplejszych dni, żeby częściej wychodzić, no i zacząć spędzać czas w naszym ogródku!










Tak naprawdę na temperaturę nie możemy narzekać, wiemy, że Wy tam macie gorzej - u nas ostatnio nawet pod 14 stopni można było zobaczyć na termometrze... No i kwitną już nie tylko krokusy (przebiśniegi już poprzekwitały) i żonkile, ale i drzewka owocowe!



Ja mocno poczułam wiosnę, bo odwiedziłam centrum ogrodnicze już dwa razy, nakupiłam narzędzi i cebulek, posadziłam szafirki i hiacynty, pograbiłam, zrobiłam płotek (bo nam kocury sąsiadów brudzą, fuj!), no w ogóle teraz wyglądam co chwilę, żeby zobaczyć, czy już zakwitły!
A Stasiutek był już nawet po raz pierwszy w swoim życiu na placu zabaw i się huśtał, huuuu! Frajdy było co nie miara ;)




A frajdy będzie coraz więcej, bo... jak wszystko dobrze pójdzie i nasze podanie zostanie przyjęte, to Stachu już niebawem będzie Pracowitą Pszczółką i zacznie odwiedzać żłobek! ;)



J.La