czwartek, 24 marca 2016

Wielkanoc, pchły na noc!

Tym, którzy się zastanawiają, jak się mamy i czy jeszcze dajemy radę, mówimy stanowcze TAK!
Stasio to naprawdę grzeczne dziecko i - poza tym, że chcielibyśmy, żeby umiał już przesypiać całe noce - wcale nie daje nam się we znaki. Teraz już zdecydowanie rozróżnia porę dnia od pory nocy, co wiemy nie dlatego, że w ciągu jednej z nich śpi, ale po tym, że w ciągu tej drugiej staje się zdecydowanie bardziej markotny ;)
Ale mama nadal czerpie bardzo dużo radości ze spędzania z nim czasu, zarówno w tych łatwiejszych chwilach, jak i nieco głośniejszych. Wcale, a wcale nie patrzę z niecierpliwością na październik w kalendarzu... ;) 




15 TWARZY STACHA
Po dwóch miesiącach od pojawienia się dziecka na świecie możemy powiedzieć, że doszliśmy już do jako-takiej wprawy w opiece nad nim, nie boimy się go już dotykać, zmiany pieluszek i ubrań zazwyczaj odchodzą już bez większych problemów technicznych i dość dobrze rozpoznajemy jego nastroje i potrzeby. Mama odważyła się nawet na drobne zabiegi kosmetyczne (przypiłowanie pazurków, czyszczenie uszu, podcięcie mikro włosków) i odchorowała zabranie Stacha na pierwsze szczepienia. W zasadzie bardziej to przeżyłam, niż on; miałam łzy w oczach, a on tylko krzyknął dwa razy, a potem znosił ból i szok godnym milczeniem. 

Poza tym, jest coraz bardziej aktywny, szuka oczkami mamy i - co najważniejsze - coraz częściej się uśmiecha :D

Nie możemy wyjść z podziwu nad tym, jaki jest dla nas dobry; kiedy zabieramy go na domówki, cały wieczór śpi, nie przeszkadzają mu ani psy, ani głośni ludzie... Kiedy zabieramy go na boiska do siatkówki, również cierpliwie czeka, aż rodzice się wyhasają, w zasadzie nie narzekając. Chyba lepiej sobie tego nie wyobrażaliśmy!
Mógłby tylko troszkę wolniej wyrastać z ubranek... już mamy worek takich, w które przestał się mieścić! :P


Tak, nie pomyliliście się - wyżej wspomniałam o boiskach i miałam na myśli boiska do siatkówki PLAŻOWEJ, bo już zainaugurowaliśmy sezon! ;) 12 i 13 marca po raz pierwszy w tym roku graliśmy na piachu; owszem, nie jest to jeszcze czas szukać w szafie bikini, ale były momenty, że nawet musieliśmy się nieco porozbierać, kiedy wyszło słońce.
No i postanowiliśmy zwiększyć nasz asortyment piaskowych skarpetek, zupełnie, jakby to sprawiło, że będziemy lepiej grać. Ja natomiast odkryłam, że bardzo ciężko jest biegać po piachu, kiedy zaniknęły niemal wszystkie dolne mięśnie brzucha! Człowiek sobie nawet nie zdaje sprawy, jak bardzo i do czego ich potrzebuje...





W zasadzie życie płynie nam spokojnie i wciąż pod znakiem Stacha, nic szczególnego, no, może poza tym, jak to udało nam się kupić używany (ale w bardzo dobrym stanie) wielki kremowy skórzany fotel do salonu za 25 funtów.. ;) Jak zrobimy mu zdjęcie, to wrzucimy. A zamiast fotela, proszę, jakie nasze Ashby bywa piękne, jak się spaceruje ze Stachem:

A póki co - nieustannie zachęcamy do odwiedzin oraz do zaglądania do nas na bloga, jeśli już tutaj Was z nami nie ma, no i do KOMENTOWANIA!
Korzystając z okazji - tym, którzy zaglądają i pozostają nam wierni - życzymy wszystkiego najlepszego tak po prostu, albo z okazji zbliżających się świąt, dla nas pierwszych, jak dotąd, na obczyźnie! ;)

J.La

środa, 9 marca 2016

Pierwsze razy

No tak krótko po ostatnim poście, ale muszę, póki pamiętam, bo się dzieją rzeczy.
Mianowicie...

...6 marca to w Wielkiej Brytanii Dzień Matki ;) i jakoś zupełnie późno i z wielkiego zaskoczenia do mnie dotarło, że to mój pierwszy w życiu Dzień Matki! Drugi zamierzam obchodzić 26 maja :P


I dzień ten okazał się wyjątkowy i "pierwszy" pod kilkoma względami również dla Stacha ;)
Dostał od Taty specjalny automobil (mobil - bo umożliwia poruszanie się, auto - bo dzieje się to automatycznie, bez specjalnego wysiłku Stacha), w który zresztą już od nowości ledwo się zmieścił (najnowsze pomiary: 5.90kg... mama już ledwo podnosi...). Sprzęt ten umożliwił nam sprawne zakupy w IKEI, ponieważ okazało się, że siusiamy już tak często i obficie, że nasze 8 ochraniaczy antymoczowych na przewijakach już nie dawało rady.. :P
[No, a jak wiadomo - po takowe koniecznie trzeba jechać do IKEI, gdzie wydaje się mniej-więcej 7 razy tyle, ile się planowało przed opuszczeniem domu, a potem i tak orientuje się, że brakuje czegoś jeszcze]


Wrażenia nie skończyły się jednak na samej wizycie w sklepie - zafundowaliśmy Stasiutkowi jeszcze bardzo wyjątkową noc, bo po raz pierwszy (w wieku 6.5 tygodnia) położyliśmy go spać w jego docelowym łóżeczku (kojcu)... które to stoi w innym pokoju, niż ten, w którym śpią rodzice.. ;) Odległość naszych łóżek przez ścianę, to mniej więcej 2 metry i drzwi wszędzie otwarte, więc dobrze się nawzajem słyszymy... ale i tak jest to dla nas wielki krok. Ewidentnie tylko dla nas - rodziców, bo Stach wydaje się nie zauważać różnicy i śpi słodko i spokojnie niezależnie od lokalizacji :P




Złamaliśmy tym samym podstawowe zasady H&S, jako, że rekomendują spanie z dzieckiem w pokoju do 6ego miesiąca - więc nikomu na wszelki wypadek nie mówicie.
Jeśli chodzi o długość snu nocnego, to stoimy na razie stabilnie w 4-5 godzin, które wypadają bardzo różnie (zawsze w innych porach), więc z wysypianiem się u nas wciąż jeszcze nie najlepiej, ale nie narzekamy - zawsze lepsze to, niż pierwotne pobudki co 2.5 - 3 godziny ;)


Wkrótce po Dniu Matki przyszła pierwsza wizyta u lekarza Stasiutka (8/03), którą przeszedł prawie bez płakania (ponoć wszystkie dzieci nie przepadają za badaniem stawów biodrowych) i Pan Doktor Ciapatek powiedział, że wszystko jest super i że z szyją bardzo dobrze, Stachu - mimo tuszy - jest silnym chłopem! ;)
Poza tym, nie wspominałam ostatnio, przeziębiliśmy się z Pawłem i cały poprzedni tydzień było z nami cokolwiek nie najlepiej... a nasz mały Skubaniec się w ogóle, ale to w ogóle nie zaraził :D za nic mu były nasze smarki i prątki, w ogóle nie zwracał na nie uwagi. Bardzo dumni z nas rodzice... ;)
A w ogóle, to 3 lata temu w dzień kobiet się zaręczyliśmy! :D I tak się to wszystko zaczęło... ;)



No, a poza tym - jestem winna przeprosiny, bo zupełnie zignorowałam ostatnie dokonania Pawła i haniebnie przemilczałam je na blogu...
Otóż Paweł w ramach swojego nieograniczonego wsparcia, jakie mi daje podczas ciąży i wczesnego macierzyństwa, postanowił wziąć na siebie nie tylko większość nocnych zmian, sprzątanie i robienie zakupów, ale również i gotowanie!
Ostatnio zaczął nawet robić użytek z pięćdziesięciu czterech książek kucharskich Jamiego Olivera, które posiadamy i jemy teraz naprawdę wykwintnie! I przede wszystkim - przepysznie! ;)))


[Termometr wbity w nogę martwej owcy to absolutny must-be; bez tego cała potrawa się nie liczy

P.S. Mamy także i jedną przykrą wiadomość - Stachu miał kiedyś włosy (foto poniżej); obecnie prawie całkowicie wyłysiał... ma tylko śmieszne kępki z tyłu głowy... ;p 


J.La

sobota, 5 marca 2016

Czas leci, jak szalony...

...kiedy ma się dziecko.
A raczej, tak się nam wydaje, bo nagle mamy konkretny punkt odniesienia - rosnące w naszych oczach dziecko, które niemal z dnia na dzień powiększa swoje rozmiary tak, że aż nie mieści się w ubranka, w które mieściło się jeszcze wczoraj.
Stach rośnie, jak na drożdżach; będzie ważony we wtorek (ten za trzy dni), ale mamy swoje podejrzenia - przekroczył 6kg. Mama ma już niezłe problemy w trzymaniu go na rękach ;p



Jesteśmy już rodzicami od półtora miesiąca... i chyba oboje póki co cieszymy się z nowej życiowej roli ;) Tym, którzy wciąż się wahają, czy zrobić ten krok, możemy powiedzieć - WARTO. Owszem, jest to etat 24h na dobę, ale z pewnością wynagradzający z nawiązką.
Ciekawi Was pewnie, czy tęsknię za pracą zawodową..? Yyyy.. NIE! :D



Wciąż jeszcze (nie tak znowu)mały Staś przysłania nam cały horyzont, więc niewiele więcej się dzieje, co by warte było opisania.
Ze spraw siatkarskich - udało mi się zrealizować mój plan powrotu do gry po ciąży, z czego jestem - nie ukrywam - BARDZO zadowolona i ...trochę dumna ;)
Kiedy podano nam oczekiwaną datę urodzenia Stacha (23 stycznia), spojrzałam w nasz kalendarz rozgrywek i pomyślałam, że bardzo chciałabym móc zagrać w meczu 28 lutego... i się udało ;) Wcześniej udało mi się zaliczyć trzy treningi, z których na pierwszym jeszcze ledwo się przemieszczałam, na drugim było już znacznie lepiej, a na trzecim już byłam w stanie robić większość rzeczy i nawet nieźle się sportowo zmęczyć ;)
Paweł bez zmian - kursuje do Coventry na swoje mecze i treningi; pewnie te podróże już go trochę męczą, ale za to drużyna pod względem organizacyjnym spisuje się bardzo dobrze (gorzej z pozycją w ligowej tabeli...).


Trochę urozmaicenia do naszego nowego codziennego życia wniosły odwiedziny babci Grażynki... która wydawała się nie zauważać mnie i Pawła, tak była zaabsorbowana Paniczem Stanisławem (tak się do niego zwracają w listach - tak, Stach dostaje już listy!). Widzicie - Mama pojechała na lotnisko, wsiadła w samolot i przyleciała; da się..? Da się!
I bardzo nam tu pomogła; to był bardzo przyjemny tydzień i bardzo żałujemy, że się już skończył. Zdążyliśmy uwikłać Mamę w kolejne dzianinkowe robótki; niebawem pochwalimy się kolejnym sweterkiem Stasiutka ;) Stach, to bardzo stylowy mężczyzna; byle czego nie nosi.



 [Na zdjęciu powyżej Staś był jeszcze uroczym maluszkiem...]
Bardzo chcieli byśmy, żeby przyszła już wiosna, co by można było bez obaw o zmoknięcie, czy przeziębienie, wychodzić na miłe spacerki, i w ogóle - zobaczyć trochę słońca... ale na to pewnie trzeba będzie jeszcze poczekać. Póki co rozpoczęliśmy wyboistą drogę do wyrobienia Paniczowi paszportu; chcielibyśmy pokazać mu ojczysty ląd tego lata, trzymajcie kciuki, bo polska biurokracja, nawet za mała wodą, bywa powalająca...



 ...a jeśli ciekawi Was, jak bardzo mecząca jest opieka nad Stachem... ;)
Jest naszym Aniołeczkiem, naprawdę kochane dzieciątko. Prawie w ogóle nam nie dokucza.


J.La