czwartek, 28 maja 2015

Długi weekend w Walii



Znów odzywamy się po dłuższej przerwie. Cóż – wygląda na to, że po prostu jesteśmy tu trochę zajęci życiem ;)
Trochę się dzieje w pracy, a potem popołudnia i wieczory miewamy też zajęte, a te, które nie są zajęte – poświęcamy na odpoczynek. Tak się toczy życie monotonną codziennością... którą jednak staramy się przełamywać – a to spotkaniami towarzyskimi (które z uwagi na krótki i niestety były już atak wiosny – odbywały się ostatnio plenerowo), a to krótkimi wyjazdami. To ostatnie szczególnie warte uwagi, bo wreszcie wybraliśmy się na zwiedzanie tego kraju, w którym to przyszło nam mieszkać ;)



Wybraliśmy się na 3 dni do Walii, korzystając z dłuższego weekendu 23-25 maja (poniedziałek mieliśmy wolny od pracy), zobaczyć góry i owce. Widzieliśmy jedne i drugie ;)

Zdaliśmy się na znajomość terenu Flo i Mike’a, którzy zaplanowali dla naszej czwórki  wycieczkę, campingi i trasy. Z całym dobytkiem na plecach przemierzyliśmy w sobotę ok. 11 mil, w niedzielę zaledwie 10 (w sumie prawie 34km), i wcale nie mieliśmy dużo bąbli na stopach. 






Bardzo podobał nam się krajobraz – choć nieco inny od tego, do którego przyzwyczaiły nas nasze polskie góry. Te walijskie mają inne, pagórkowate, łagodne kształty i... prawie nigdy nie pokrywają ich drzewa. Są po prostu gołe! ;) Co czasem wygląda śmiesznie i ubogo, ale tak, czy inaczej, zawsze miło jest poprzebywać trochę na łonie natury. Z drzewami, czy bez – było ładnie. Powietrze było czyste i świeże, potoki szemrzące i rwące, a kwiatki pachnące. No i mieliśmy okazje poznać całą masę owieczek... mają ich tu miliony! Są to chyba najmniej inteligentne ze stworzeń, jakie widziałam; przynajmniej tak tępo im patrzy z mordek ;p ale są przeurocze ;)

Są bardzo płochliwe i ciekawskie zarazem; na początku odbiegają na „bezpieczną” odległość, po czym stoją i przyglądają się (analizują temat) nieco podejrzliwie, po czym po upływie kilku minut zapominają o całym domniemanym zagrożeniu i po prostu podchodzą bliżej i bliżej, aż znów nie zostaną spłoszone (Mike musiał dwa razy interweniować, kiedy owca wchodziła im do namiotu, a my w czwórkę siedzieliśmy sobie nieopodal, grając w brytyjską turystyczną wersję gry "Detektyw", zastanawiając się, kto, czym i gdzie popełnił zbrodnie...).
Sądziliśmy, że już dość dużo wiemy o campingowaniu, ale prawda jest, że człowiek uczy się całe życie.  Wiedzieliście, że w polowych warunkach najlepiej jest robić jajecznicę w torebkach foliowych..?

Szczęśliwi, ale bardzo zmęczeni wróciliśmy w poniedziałek po południu, wcale nie mając tak dużo sił na pójście do pracy we wtorek.. ;) No, ale trzeba. Główne spostrzeżenie, jakie mamy po powrocie z walijskich gór, to ich „dziewiczość”. Mimo, iż wybraliśmy się tam podczas w miarę pogodnego długiego weekendu – rzadko kiedy mijaliśmy kogokolwiek na szlaku. Campingi nie były przepełnione (wręcz przeciwnie – świeciły pustkami); gdyby nie młodzież maszerująca po jakieś odznaki w grupach – możnaby policzyć indywidualnych turystów na palcach obu dłoni. W niedzielę, kiedy przez cały dzień nie zobaczyliśmy ani jednego promienia słońca i cały czas maszerowaliśmy w mokrej chmurze – minęliśmy w sumie 4 osoby...

To niestety odbija się w infrastrukturze (a właściwie na odwrót) – szlaki nie są zbyt wyraźnie oznaczone, a niekiedy trudno w ogóle odnaleźć ścieżkę. Co samo w sobie ma swój urok ;)













W międzyczasie grywamy sobie na plaży w siatkóweczkę i nawet coraz częściej udaje nam się zebrać ekipę do gry, niekoniecznie wysiadujemy tam sami ;) W najbliższą niedzielę planujemy po raz pierwszy zbadać siatkarko-plażowe tereny poza naszym Loughborough (wybieramy się do Kettering – ok. godzinę jazdy od nas).

Poza tym, z nowych spraw... mamy w domu nowy sprzęt czyszczący (niech ktoś powstrzyma Pawła przed kupnem kolejnego odkurzacza, proszę!) i płytę Billego Idola :D To ja wypatrzyłam, za funta w lumpeksie :D Dumna, jak paw!

Jak pewnie niektórzy z Was wiedzą – udało nam się w maju odwiedzić rodzinne strony. Niezwykle przyjemnie wspominamy te 2 dni – choć bardzo krótko i intensywnie – to bardzo miło było nam się spotkać choć z tymi, z którymi nam się udało.. ;)

Dziękujemy za wszelką gościnę, podwózki i podarki ;)



A w ogóle, to czekam już tylko na lato, bo kupiłam sobie na lotnisku nowe okulary przeciwsłoneczne i teraz mogę być już celebrytką!
[Pokażę w następnym poście] 


J.La