Jak za każdym razem, gdy mamy okazję poszwendać się po Beskidach, wciąż towarzyszy nam uczucie wędrowniczej ekstazy. Dzięki zmiennej pogodzie mogliśmy w te cztery dni podziwiać zbocza Żywiecczyzny w różnych odsłonach - każdej urokliwej, niektóre jednak pozostawiające więcej błota na butach, niż inne.
Schroniska, tak jak pogoda, zdecydowanie niejednakowe. Krawców Wierch - niewielkie, bardzo klimatyczne, choć z uwagi na brak stałego podłączenia do sieci ~230V, z bardzo ograniczonymi możliwościami. Pobyt tamże umilało nam ciągłe towarzystwo Szatana :) Hala Miziowa to zupełne przeciwieństwo tego pierwszego - wielki hotel górski usytuowany w środku ośrodka narciarskiego, przy zapewnieniu dużej wygody turystom, nie jest w stanie zagwarantować, stosownej dla górskich wędrowców, atmosfery kontemplacji. "Złotym środkiem" okazał się być obiekt na Hali Lipowskiej, który łącząc w sobie zalety dwóch poprzednich nie wykazywał jakichkolwiek wad. Na prawdę wart polecenia!
PL