środa, 19 listopada 2014

Beskid Żywiecki

Nieco ponad tydzień temu mieliśmy okazję wędrować zboczami i szczytami Beskidu Żywieckiego. Wyprawę tę odbywaliśmy wspólnie z Maćkiem i Zoltem. Podróżowaliśmy trasą Rajcza - Krawców Wierch - Hala Miziowa - Hala Lipowska - Rajcza.

Jak za każdym razem, gdy mamy okazję poszwendać się po Beskidach, wciąż towarzyszy nam uczucie wędrowniczej ekstazy. Dzięki zmiennej pogodzie mogliśmy w te cztery dni podziwiać zbocza Żywiecczyzny w różnych odsłonach - każdej urokliwej, niektóre jednak pozostawiające więcej błota na butach, niż inne.

Schroniska, tak jak pogoda, zdecydowanie niejednakowe. Krawców Wierch - niewielkie, bardzo klimatyczne, choć z uwagi na brak stałego podłączenia do sieci ~230V, z bardzo ograniczonymi możliwościami. Pobyt tamże umilało nam ciągłe towarzystwo Szatana :) Hala Miziowa to zupełne przeciwieństwo tego pierwszego - wielki hotel górski usytuowany w środku ośrodka narciarskiego, przy zapewnieniu dużej wygody turystom, nie jest w stanie zagwarantować, stosownej dla górskich wędrowców, atmosfery kontemplacji. "Złotym środkiem" okazał się być obiekt na Hali Lipowskiej, który łącząc w sobie zalety dwóch poprzednich nie wykazywał jakichkolwiek wad. Na prawdę wart polecenia!
























PL

poniedziałek, 17 listopada 2014

Jesiennie..?




[Poniższy post to próba zadośćuczynienia za nasze wcześniejsze problemy techniczne... mniej-więcej tak miał wyglądać ostatni post na naszej poprzedniej stronie, na której nie mogliście jeszcze komentować naszych wpisów. Teraz już możecie! Do czego gorąco zachęcamy!]


Nie ma co pisać - tym razem głównie obrazki będą ;)
Po krótkim okresie przelotnych, acz cało-co-dziennych opadów - teraz każdego dnia świeci słońce, a temperatura to w ogóle pomyliła chyba pory roku - ostatnimi czasy notujemy po 16-17 stopni w ciągu dnia, ja to się czuję, jakby dalej było lato ;p
Krótko mówiąc - podoba nam się klimat Wielkiej Brytanii; malkontenci niech sobie myślą, co chcą!
Z moją szyją już lepiej, w zasadzie ruszam się już swobodnie, nawet zaraz po wstaniu z łóżka. Pawłowi nie mówię jeszcze, że zupełnie dobrze się czuję, bo lada dzień ruszamy w góry, a przecież nie będę sama targać plecaka, i to jeszcze pod górkę... więc coraz to sobie narzeknę, że w szyi nie do końca się wszystko naprawiło.. ;p


W mieszkanku pojawiły się dwa nowe sprzęty - Zielony i Niebieski - zaprezentowane powyżej (nie do końca rozumiem dlaczego, ale Paweł ochrzcił jednego z nich Lucy... nie pamiętam, którego).

 
Odwiedziliśmy niedawno IKEĘ (tzn. Paweł zachorował i biedaczek nie mógł pójść do pracy, dlatego dziwnym zbiegiem okoliczności poświęciliśmy ten właśnie dzień na domowe zakupy). Mamy teraz trójkę nowych kumpli - Biały, Szary i Brązowy. Nie mieszczą się nam już w łóżku ze "stara gwardią" pluszaków, dlatego trzymamy je na parapecie (co by nie było im tak do końca samotnie w nocy). Poza tym, raz z nami spały i się potem pogubiły w kołdrze, chyba nie mają jeszcze na tyle obycia, by spać z dorosłymi.
Prezentujemy lokalne jesienne krajobrazy ;)








W sąsiedztwie mamy tak dość folkowo; kaczki, czy gęsi (cokolwiek to jest za gatunek ptactwa) co i rusz są przez nas widywane, panoszą się nawet tuż przy naszej ulicy.

Oczywiście, nie możemy nie wspomnieć o WIELKIEJ chwili - wreszcie ktoś do nas przyleciał! No dobra, nie zupełnie do nas, ale o nas też zahaczyli ;) Ciocia Hania i Wujek Jurek razem z Ulą przylecieli po raz pierwszy do Krzysia, który od 3 lat mieszka w Burton, które to położone jest od nas prawie dosłownie o "rzut beretem" - tj. ok. 18km; jak ktoś ma parę, a beret ciężki, to dorzuci ;)
Dali się do nas zaprosić na piątkową obiado-kolację (przyznajcie, że się postarałam - był obiad z dwóch dań!) i było nam naprawdę miło ich gościć. Liczymy na więcej odwiedzających! Naprawdę za Wami tęsknimy... a bilety nie są takie drogie, weźcie się w garść i spakujcie mała walizeczkę... czekamy!



[Dwa ostatnie zdjęcia powyżej zostały zrobione podczas przemiłego spaceru z Ulą po Burton... dziękuję ;) ]

P.S. To wcale nie jest tak, że tylko ja gotuję w domu, a mój Mąż zupełnie nie... Owszem, czasem coś dla mnie przygotuje! ;) Dowód poniżej:

 J.La.

środa, 5 listopada 2014

Nowa odsłona

Ashby, 5 listopada 2014

Narodziła się nowa, świecka tradycja - postanowiliśmy wreszcie przenieść się na bloga. Powodów ku temu było sporo (możliwość komentowania wpisów, większa interakcja z czytelnikami), lecz czarę goryczy przechyliła niemoc poprzedniej strony w dodawaniu kolejnych  zdjęć.

Na chwilę obecną jest bardzo surowo, postaramy się jednak 'zmigrować' dotychczasowe wpisy do nowego środowiska. Na chwilę obecną, zaprzeszłe wpisy dostępne są tu.

W najbliższym czasie, tj. po powrocie z wypadu górskiego, postaramy się skonfigurować możliwie przejrzystą szatę graficzną, tak abyście mogli jak najszybciej oswajać się z naszą stroną w jej nowej odsłonie.

Pozdrawiamy
Asia i Paweł